Wiatr nie dawał za wygraną. Porywał ze sobą płatki śniegu, które niosły się po całym Londynie. Szatynka o czekoladowych oczach wpatrywała się w ścieżkę, która wiodła do ogromnej budowli. Był to zamek. Okna były witrażowe. Hermiona odwróciła wzrok. Czekała na przyjaciół. Harry i Ron poszli do Hagrida pomóc mu w kolejnej lekcji. Hagrid był nauczycielem opieki nad magicznymi stworzeniami. Większość uczniów go nie lubiła - a już szczególnie Ślizgoni.
Ślizgoni byli uczniami Domu Salazara - Slytherinu. Czarodzieje, którzy tam trafiali często zostawali czarnoksiężnikami. Hermionę przeszedł dreszcz. I to nie była zasługa wiatru i ostrej zimy.
Na ścieżce pojawiły się dwie postacie. Czarnowłosa i rudowłosa. Zbliżały się, z każdą minutą były coraz bliżej. Harry z Ronem. Podbiegli ostatnie dwa metry dzielące ich od dziewczyny i zatrzymali się przed nią. Ron zmierzwił kępki marchewkowych włosów. Harry poprawił okulary, które w biegu znalazły się na jego nosie. Hermiona poprowadziła ich do zamku. Wspięli się na VII piętro i weszli do pokoju wspólnego. Trójka Gryfonów usiadła przed kominkiem. Zrobiło się im cieplej. Ogień wesoło tańczył nadając pomieszczeniu przytulny wygląd. Hermiona potarła rękę o drugą żeby się rozgrzać.
Żadne z nich nic nie mówiło. Ron wpatrywał się w kominek czasem rzucając Harry'emu ukradkowe spojrzenia. Hermiona przygryzła wargę.
- Hermiono - zaczął. - Co tak chłodno?
- O co ci chodzi? - zapytała mierząc go czekoladowymi oczami. Uniosła lekko brew. Spuścił wzrok jakby chciał uzupełnić tym gestem wcześniejsze słowa. Hermionie nagle wszystko się przypomniało. Zarumieniła.
- Czy ja o czymś nie wiem? - zapytał Harry patrząc raz na Rona, a raz na Hermionę. Miał lekko przerażony wyraz twarzy.
- Powinieneś wiedzieć - powiedział rudowłosy. - Ja i Hermiona w Komnacie Tajemnic... Pocałowała mnie. A potem na koniec wojny.
- To nic nie znaczyło - wtrąciła szatynka czerwieniąc się.
- Hm, jasne - Ron uśmiechnął się uwodzicielsko. - Podobam ci się?
- Nie - syknęła. Ron nie miał w sobie nic co mogłoby jej się podobać. Byli przyjaciółmi. A pocałunek na pewno nic nie znaczył. Nie darzyła go żadnym uczuciem.
- Nie wstydź się - Ron zaśmiał się krótko. Harry przygryzł wargę. - Ja też cię lubię.
- Odwal się! - zawołała. Jej głos stawał się donośniejszy z każdą chwilą. Coraz bardziej się wkurzała. Ron się z nią droczył - czego nienawidziła i to bardzo.
- Och, Hermiono - udał, że chce ją pocałować. Ułożył usta w dziubek. Harry przeniósł zdziwione spojrzenie na szatynkę. Dziewczyna wybiegła z pokoju. Nie bardzo wiedziała czy dobrze zrobiła. Dlaczego go wtedy pocałowała? Czy to wszystko to wyłącznie jej wina? Uciekła, bo była zła.
Ale gdzie teraz pójdzie?
* * *
Siedział i z niesmakiem wpatrywał się w brunetkę całującą namiętnie czarnoskórego chłopaka, któremu siedziała na kolanach. Pansy i Blaise od początku ukrywali co do siebie czują? A Pansy próbowała zamaskować to swoim wielbieniem Dracona? Malfoy nic z tego nie rozumiał. Nigdy nie znalazł miłości, nie rozumiał jej. Miłość do rodziców - tak. Ale do dziewczyny? - od tego tematu był oddalony.
-Przestanie cie w końcu? - warknął.
- No co się dzieje, Smoku? - spytał Blaise. Jego popękane usta ułożyły się w łobuzerski uśmiech. Obejmował ramieniem Pansy. Przysunęła się do niego. Ręce położyła na jego piersi.
- Nic - burknął. - Wy macie tlen?
- Znajdź sobie dziewczynę to będziesz wiedzieć jak to się... Moment. Ty się nigdy nie całowałeś?! - wykrzyknął głośno Blaise. Draco był pewny, że jest już czerwony jak burak.
- Blaise, daruj sobie - mruknęła Pansy tuląc się do niego. - Draco po prostu...
- Zamknijcie się - syknął Malfoy. - Wiecie, że nienawidzę miłości.
- Nie rozumiesz jej - skończył Blaise. - Biedny Smoczek.
- Nie przesadzaj! - fuknął Draco.
- Bo...?
- Nie ważne. Idę.
- W taką pogodę? - spytała Pansy odwracając na chwilę wzrok od Blaise'a. Draco zmierzył ją lodowatym spojrzeniem szarych tęczówek.
- Kto powiedział, że idę na zewnątrz? - burknął. Wziął kurtkę i wyszedł. W lochach było wystarczająco zimno by założyć okrycie, które trzymał w ręce. Wsunął na siebie zgniłozieloną kurtkę i powędrował do potężnych wrót zamku. Pchnął drzwi i wyszedł. Przed nim rozpościerał się plac. Cały spowity w białym puchu. Nasunął rękawy na dłonie i poszedł przed siebie. Po śniegu stąpał lekko. Ślady jego butów odbijały się na czystej powierzchni. Poczuł się jak dziecko. Zarumienił się chociaż nikt go nie widział.
Szybko jednak nadebrał podejrzeń. Odwrócił się. Zobaczył szatynkę. Była blada jak ściana. Czekoladowe oczy wpatrywały się w niego bezbarwnie.
- Granger - syknął. - Podglądałaś mnie.
- Wcale nie - odparowała krzyżując ręce na piersi. Uśmiechnęła się łobuzersko. - Hm, boisz się śniegu, że tak ostrożnie po nim chodzisz?
- Nie skalecz się tym językiem - burknął. - Nie boję się śniegu!
- Zobaczymy - zebrała w garści biały puch. Draco odsunął się. Dobrze wiedział co planuje Granger.
- Nie waż się! - zawołał. Już miał wyjąć różdżkę gdy... Biała fala zasłoniła mu widok. Wytarł twarz o wystający rękaw szaty. - Skoro tak - ulepił śnieżkę i jednym zgrabnym ruchem rzucił nią prosto w twarz Hermiony. Zrobiła unik. Draco przeklął cicho jednak wystarczająco głośno by dziewczyna mogła go usłyszeć.
- Przegrywasz z dziewczyną nawet w bitwie na śnieżki - zachichotała. Dracon był trochę rozbawiony jednak nie ukrywał zdenerwowania. Jak ta szlama może do niego mówić w ten sposób?
- Ty skończona szlamo - wycedził przez zaciśnięte zęby. Jednak uśmiech z ust Hermiony nie znikał. Cisnął w nią dużą garścią śniegu. Rozsypał się na jej twarzy. Zebrała białe drobinki z buzi. Zobaczyła szeroki uśmiech Malfoy'a.
- Wygrałem? - zapytał z przekąsem.
- Ty dupku - warknęła.
- O, dupku. Jak miło. - odparł z przekąsem. Hermiona nie wiedziała czy śmiać się czy płakać. Nie spodziewała się, że chłopak może ją uderzyć, ale z drugiej strony - to była zabawa, a nie prawdziwa walka. - To co? Mogę świętować wygraną?
- Moment. Co to za zmiana? - spytała szczerze zdziwiona.
- Nie ważne - wlepił wzrok w ziemię. I odbiegł. Hermionie różne myśli chodziły po głowie. Malfoy na pewno nie może okazać się miłą osobą. Czy dziś był wyjątkowo miły?
Czy profesor Slughorn uczył ich jak zrobić eliksir wielosokowy?
* * *
Wróciła do pokoju wspólnego z dobrym humorem. Nie zamierzała jednak mówić o spotkaniu z Draconem. Wolała żeby przyjaciele o tym nie wiedzieli.
- Jest i nasza panna nadąsana - burknął Ron. Hermiona uśmiechnęła się do niego słodko. Zmarszczył czoło.
- Cieszę się, że już masz lepszy humor - zapewnił ją Harry. Siedział na kanapie. W ręce ściskał Żonglera.
- Czytasz ten stek bzdur? - zapytała Hermiona zajmując miejsce obok Pottera. Przytaknął. Wzruszyła ramionami.
- Gdzie byłaś? - zaczął Ron.
- Gdzieś.
- Czyli? - dociekał.
- Gdzieś ci wystarczy - burknęła szatynka. - A wy tu siedzieliście przez cały ten czas?
- Rozmawialiśmy z Ginny - odparł Harry.
- Jasne. Nie dopuściłeś jej do głosu. Zresztą usta miała zajęte - dorzucił Ron. Harry zaczerwienił się. Chodził z Ginny. Zdecydował się na to po zakończeniu wojny.
- Każdy ma prawo do miłości - Harry przygryzł wargę. Wzrokiem jeździł po literkach tak szybko jakby wcale nie czytał. Hermiona wiedziała, że się denerwuje. Nie chciał stracić Ginny ale także dobrego przyjaciela, jakim był Ron.
Rudowłosy nie odezwał się już. Hermionie ulżyło. Ciągle myślała o spotkaniu Dracona. Zmienił się. I to nie tylko z wyglądu. Zieleń współgrała z kolorem włosów i oczu. Wyładniał. Nie był tym szczupłym, tchórzliwym Draconem co kiedyś. Był lepiej zbudowany.
Co do charakteru - nie był odzwierciedleniem koleżeńskości - ale cóż - przynajmniej nie brzydził się zostać z nią chociaż chwilę dłużej. Gdy rzucała go śnieżkami nawet nie starał się o ucieczkę. Może uznał to za dziecinne?
Lub wręcz przeciwnie?
* * *
Klapnął na siedzenie. Blaise i Pansy całowali się gdzieś w kącie i nawet nie zwrócili uwagi na jego obecność w pokoju. Włosy nadal miał mokre od śniegu. Musiał przyznać, że całkiem nieźle się bawił. Granger umiała być inną osobą - cóż musiał się z tym zgodzić. Skąd miał wiedzieć, że taka jest? Może lepiej byłoby zacząć od początku? Ale czy by się na to zgodziła...
- No, Smoku - usłyszał. Blaise przysiadł na podłokietniku fotela. - Wyrwałeś jakąś, hm?
- Nie - zaprzeczył. - Przechadzałem się po zamku.
- To po co ci kurtka? I dlaczego masz mokre włosy? - spytała Pansy osaczając go obecnością z tyłu.
- Byłem też na dworze - kłamał dalej. W końcu jak na Ślizgona przystało. - A co? A wy co niby robiliście przez tą niecałą godzinę? Miętosiliście się tam, w kącie?
- Może - burknął Blaise. - Już późno.
- Tak? Która godzina? - zapytał Draco.
- Po ósmej. Ciemno jest. - dodała Pansy. - Idę się myć.
- Mogę ci towarzyszyć - zaproponował Blaise uśmiechając się łobuzersko.
- Dobranoc - mruknęła Pansy wystawiając język do chłopaka. Zniknęła za drzwiami dormitorium.
- Kobiety - rzucił Blaise. - Też już idę. Branoc.
- Ta, dobranoc.
Draco został sam w pokoju wspólnym. Usiadł na kanapie kryjąc twarz w dłoniach.
piątek, 12 września 2014
czwartek, 11 września 2014
Prolog
Autor:
Dark Kedavra
Brak komentarzy:
Wojna się skończyła.
Ale to nie znaczy, że wszystko ma być takie jak było wcześniej.
Uczniowie z przerażeniem wpatrują się w Chłopca-Który-Przeżył.
Stał na środku placu malującym się przed zamkiem.
Nagle tłum zaczął klaskać.
Niektórzy płakali. Łzy zlatywały czarodziejom po policzkach.
Szatynka przytuliła się do rudowłosego chłopaka stojącego obok.
Pocałowała go mocno w usta.
Zamek stał nadal mimo braku prawej części dopełniającej jego całość.
Czarnowłosy stoi na środku placu i wpatruje się w miejsce, w którym stał niedawno jego przeciwnik.
Miał łzy w oczach, lecz nie pozwolił by zleciały.
Ciemnoruda czupryna i piwne oczy - dziewczyna biegnie do niego.
Rzuca mu się w ramiona. Całują się namiętnie.
Brawa nie mają końca.
Blondyn o jasnej karnacji wzdycha ciężko.
Brunetka o mopsowatej twarzy ściska jego dłoń.
Czarnoskóry chłopak stojący obok całuje brunetkę.
Blondyn przewraca oczami.
Tymczasem uczniowie cieszą się. Ich radość nie ma końca.
Czarny Pan nie wróci. Nigdy. Patrzą z utęsknieniem na Hogwart.
Zamek stoi prawie nienaruszony.
Nie jest żadną tajemnicą...
Ale to nie znaczy, że wszystko ma być takie jak było wcześniej.
Uczniowie z przerażeniem wpatrują się w Chłopca-Który-Przeżył.
Stał na środku placu malującym się przed zamkiem.
Nagle tłum zaczął klaskać.
Niektórzy płakali. Łzy zlatywały czarodziejom po policzkach.
Szatynka przytuliła się do rudowłosego chłopaka stojącego obok.
Pocałowała go mocno w usta.
Zamek stał nadal mimo braku prawej części dopełniającej jego całość.
Czarnowłosy stoi na środku placu i wpatruje się w miejsce, w którym stał niedawno jego przeciwnik.
Miał łzy w oczach, lecz nie pozwolił by zleciały.
Ciemnoruda czupryna i piwne oczy - dziewczyna biegnie do niego.
Rzuca mu się w ramiona. Całują się namiętnie.
Brawa nie mają końca.
Blondyn o jasnej karnacji wzdycha ciężko.
Brunetka o mopsowatej twarzy ściska jego dłoń.
Czarnoskóry chłopak stojący obok całuje brunetkę.
Blondyn przewraca oczami.
Tymczasem uczniowie cieszą się. Ich radość nie ma końca.
Czarny Pan nie wróci. Nigdy. Patrzą z utęsknieniem na Hogwart.
Zamek stoi prawie nienaruszony.
Nie jest żadną tajemnicą...
Subskrybuj:
Posty (Atom)